Śląscy regionaliści przespali ostatnie pięć lat

Co zadecydowało o wynikach wyborów samorządowych w Bytomiu i Radzionkowie? Jakie są wady i zalety dwukadencyjności w samorządach? I wreszcie co wpłynęło na tak fatalne wyniki regionalnych ugrupowań ze Śląska w wyścigu do Sejmiku Województwa Śląskiego? Na te i inne pytania odpowiada dr Tomasz Słupik, politolog z Uniwersytetu Śląskiego zajmujący się sprawami życia politycznego i społecznego ze szczególnym uwzględnieniem specyfiki górnośląskiej. 

  • Data:
  • Autor: Marcin Pawlenka
  • Artykuł był oglądany 205 razy
Autor zdjęcia: https://tomaszslupik.pl/

- Wybory samorządowe w Bytomiu i Radzionkowie rozstrzygnęły się już dwa tygodnie temu. Bytom, podobnie jak Katowice znalazł się w klubie 62 proc., czego potwierdzeniem są wyniki w wyścigu o fotel prezydenta w tych dwóch miastach. Co tak naprawdę miało wpływ na taką miażdżącą przewagę prezydenta Bytomia nad pozostałymi czterema kontrkandydatami?

- Na pewno prezydent Mariusz Wołosz przez te ostatnie pięć lat spełnił sporo obietnic i pomysłów, które w kampanii w 2018 roku prezentował. To raz, a dwa - na pewno nie rozczarował, ani nie działał na tyle błędnie, żeby ten obszar niezadowolonych w mieście miał być duży. Poza tym miał niski pułap startu, bo w Bytomiu przez ostatnie lata nie działo się dobrze. Gdy Wołosz obejmował urząd prezydenta, jego wyborcy mieli oczekiwania relatywnie niższe i sprostał tym oczekiwaniom. Zdobycie poparcia na poziomie 62 proc jest zdecydowanym zwycięstwem, ale to już ostatnia jego kadencja, ponieważ objął on stanowisko w momencie, gdy wiadomo było już, że prezydent może sprawować tę funkcję przez dwie pięcioletnie kadencje.

- Do tej kwestii jeszcze wrócimy, ale czy faktycznie tylko to przyczyniło się do drugiego z rzędu zwycięstwa Mariusza Wołosza?

- Urzędujący prezydent wygrał też przez słabość swoich konkurentów. Nie jest tajemnicą, że tych konkurentów nie miał zbyt wymagających, opozycja też nie była zbyt wymagająca. Do tego przyczyniły się poza tym dwie nieudane próby zbierania podpisów pod referendum za jego odwołaniem. A jak wiadomo takie nieudane próby wpływają demobilizująco na tych, którzy te podpisy zbierają i również wyborcy widzą, że z tego zbierania niewiele wynika. Patent, który się sprawdził w przypadku odwołania prezydenta Piotra Koja (nie sugerując, że w zeszłym roku brali w tym udział ci sami ludzie) nie zadziałał. Natomiast pewnie część osób pomyślała, że to jest proste i jeśli jesteśmy niezadowoleni, to odwołajmy tego prezydenta. Jak ktoś chce - jak mówił Einstein - robić kilka razy to samo i oczekuje innego efektu, to znaczy, że z jego zdolnościami intelektualnymi po prostu nie jest najlepiej.

- Przenieśmy się do Radzionkowa. Tam również wybory rozstrzygnęły się w pierwszej turze, ale urzędujący od 18 lat Gabriel Tobor pokonał Justynę Janiczek tylko 85 głosami. Co mogło mieć wpływ na taki wyrównany wynik?

- To może być efekt zmęczenia, rozczarowania i tego, że ludzie poszukują czegoś nowego, nowej twarzy i nowych pomysłów. Przy zarządzaniu takim mniejszym miastem też trzeba o nie dbać, pozyskiwać środki z funduszy europejskich. To nie jest tak, że to się samo zrobi, tylko trzeba być aktywnym i trzeba działać, także wizerunkowo oraz przekonywać do siebie mieszkańców, że jest się godnym tego stanowiska.

- Wróćmy do kwestii dwukadencyjności samorządów. Czy te przepisy nie wymagają mimo wszystko modyfikacji, patrząc między innymi na wysokie notowania prezydenta Bytomia w tegorocznych wyborach?

- W tej chwili wróciła dyskusja na ten temat. Mówi się, że rządzący zmienią tę ustawę. Pomysł wprowadzenia dwukadencyjności samorządów pojawił się w odniesieniu do najdłużej urzędujących prezydentów takich jak m.in. Zygmunt Frankiewicz w Gliwicach, czy Marek Kopel w Chorzowie. Ponad 20 lat na stanowisku prezydenta czy burmistrza to jest trochę zbyt długo. Co by tutaj nie mówić, pojawia się ryzyko takiej rutyny, układów zdrowych, czy też mniej zdrowych. Warto się zastanowić, czy nie wydłużyć tego do trzech kadencji pięcioletnich, albo trzech czteroletnich. Uważam, że jakiś limit tych kadencji dla organów wykonawczych powinien być, powinny być jakieś ograniczenie, bo jednak zmiana władzy dobrze robi z różnych powodów, a to, że ktoś nie przyrośnie do fotela prezydenckiego również dobrze mu zrobi.

- To w takim razie trzy czteroletnie, czy też trzy pięcioletnie kadencje?

- No niech im będzie, niech mają te trzy pięcioletnie kadencje. Ale nie oszukujmy się - wielu z tych prezydentów, którzy odejdą za pięć lat wykreuje sobie jakichś swoich następców, bo przecież z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w Katowicach, z taką sytuacją mieliśmy również do czynienia w Gliwicach, więc nie jest to tak, że w tych wszystkich miastach czy miasteczkach ci wszyscy ludzie się wymienią i pojawią się zupełnie nowi prezydenci i burmistrzowie. Chociaż zawsze jest jakieś okienko szans i może się pojawić wiele nowych twarzy. Od tego jest też demokracja. Elity mają cyrkulować, zmieniać się. Władza nie jest władzą monarszą, ani dynastyczną.

- Jak spec od górnośląskiej polityki odniesie się do fatalnych wyników, które odnotowały regionalne ugrupowania takie, jak Ruch Autonomii Śląska i Ślonzoki Razem w wyborach do Sejmiku Województwa Śląskiego? Warto tu przypomnieć, że jeszcze 10 lat temu RAŚ współrządził naszym regionem.

- Wyzwania były większe. RAŚ musiałby zrobić 7 proc., żeby brać udział w podziale mandatów - tak to było w elekcjach z roku 2010 i 2014. Niestety, dokonała się degrengolada, przede wszystkim w wykonaniu ugrupowania Ślonozoki Razem, choć ponad 30 tysięcy głosów Leon Swaczyna i reszta tej ferajny zdobyła. A szyld RAŚ i aktywność RAŚ? Nie oszukujmy się, podsumowując pięć ostatnich lat nawet sam Jerzy Gorzelik mówił o półśnie, letargu i tak dalej. No więc jak sam lider mówi, że przespali te ostatnie pięć lat, to tak się to skończyło. Czyli była mała aktywność, podział, powtórka z rozrywki, ale też taki paradoks, który na potrzeby komentowania formułuję, że agenda RAŚ, która jeszcze ponad półtorej dekady temu wydawała się agendą fantastyczną, chociażby przez śląski język, została przejęta przez polityków ogólnopolskich, takich jak Monika Rosa czy Halina Bieda. Oprócz tego, agenda RAŚ w postaci Tragedii Górnośląskiej czy Powstań Śląskich straciły na swojej świeżości. Jak popatrzymy też na liderów w ruchu śląskim, to ja ich tam specjalnie nie widzę.

dr Tomasz Słupik - politolog Uniwersytetu Śląskiego, specjalizujący się w historii myśli politycznej XIX i XX wieku. Publicysta zajmujący się sprawami życia politycznego i społecznego ze szczególnym uwzględnieniem specyfiki górnośląskiej. Komentator polityczny w ogólnopolskich i regionalnych mediach m.in. Gazecie Wyborczej, Polityce, Newsweeku, TVN, TVN24, Polsat, Polsat News, TV Silesia, Sfera TV, Polskim Radiu 24, Radiu Katowice, Radiu eM, Radiu TOK FM, PAP oraz miesięczniku: „Fabryka Silesia”. Od lipca 2023 roku stały felietonista miesięcznika „Śląsk”.

Ocena: 5,00
Liczba ocen: 2
Oceń ten wpis

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu, dodaj pierwszy komentarz.

Partnerzy