Działała profesjonalnie i ocaliła życie

To była zwyczajna kolacja w jednej z restauracji w Śródmieściu. Makaron z krewetkami, który Marta Sikorska już w tym miejscu nieraz jadła, okazał się tym razem śmiertelnie niebezpieczny. Bytomianka na co dzień mieszkająca w Anglii dostała ataku alergii i wstrząsu anafilaktycznego. Gdyby nie szybka i zdecydowana reakcja farmaceutki, to wszystko mogłoby się skończyć tragicznie.

  • Data:
  • Autor: Marcin Pawlenka
  • Artykuł był oglądany 2069 razy
Autor zdjęcia: Marcin Pawlenka

Po zjedzeniu makaronu z krewetkami bytomianka doznała silnej reakcji alergicznej. Z restauracji niezwłocznie poszła do apteki na Rynku.

- To było przerażające. To się stało nagle, pierwszy raz w życiu, chociaż mam alergię i uważam na wszystko co jem, a jadłam już w tym miejscu, a tu nagle mnie siekło w 15 minut. W tym dniu, jak powiedział mi później alergolog, albo miałam spadek odporności na alergen, albo zaszła jakaś reakcja chemiczna na przykład w składzie sosu - wspomina Marta Sikorska.

W aptece na Rynku na szczęście miała dyżur Marta Palacz-Wróbel. Magister farmacji i doktor nauk medycznych wykładająca i prowadząca badania na medycznej uczelni najpierw podała opuchniętej klientce z objawami niepokoju tabletkę na alergię. Zasugerowała, żeby wróciła do niej jeśli po 20 minutach objawy nie ustąpią. Było jednak coraz gorzej.

- Wróciłam po moją 15-letnią córkę. Do dziś mam przed oczami przejście od Kina Gloria do apteki po drugiej stronie Rynku. Nie potrafiłam już iść, nie potrafiłam oddychać i mówić. Ludzie myśleli, że idzie pijaczka - dodaje bytomianka.

Walka o życie

I tu już liczyła się niemal każda sekunda. Był to wstrząs anafilaktyczny i trzeba było działać błyskawicznie. - Reagujemy, jesteśmy przeszkoleni w tym zakresie, musimy zabezpieczyć pacjenta zgłosić na 112, że coś takiego się dzieje, a gdy karetka jest w drodze, a stan pacjenta się pogarsza to jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji jest podanie leku - wyjaśnia Marta Palacz-Wróbel.

Doświadczona i gruntownie wykształcona farmaceutka nie zastanawiała się ani chwili i zaaplikowała adrenalinę. - Czy ja się bałam? Chyba nie, bo na to nie było czasu. Udało mi się rozpoznać ten stan. To nie była pierwsza taka sytuacja w tej aptece. Ostatnio podobna miała miejsce w grudniu - dodaje Palacz-Wróbel.

Zaszczyt pomagania


Być może dzięki szybkiej reakcji farmaceutki udało się uratować życie pacjentce, która doznała zapaści. I można by pomyśleć, że praca farmaceutów opiera się wyłącznie na sprzedaży i wydawaniu leków. To jednak się zmieniło w czasie pandemii. Farmaceuci zyskali wówczas nowe kompetencje z zakresu szeroko pojętej opieki farmaceutycznej, udzielania porad w porozumieniu z lekarzem, jak również reagowania w kryzysowych sytuacjach.

- Użyłam swojej wiedzy i zareagowałam tak, żeby wszystko dobrze się skończyło. I tak też się stało. W moim życiu najważniejsze jest to, żeby zawsze pomagać ludziom i to jest dla mnie zaszczyt, którego nie każdy może dostąpić - kwituje dr n. med. mgr farm. Marta Palacz-Wróbel.
Ocena: 4,60
Liczba ocen: 10
Oceń ten wpis

Komentarze

  • Piotr
    Słowa uznania wyrazy ogromnego szacunku dzięki za ogromną wiedzę i szybką reakcję która dzięki czemu życie ludzkie zostało uratowane oby jak najwięcej było tak wspaniałych ludzi jak pani droga pani Marto chylę czoła ta pani miała ogromne szczęście

Partnerzy