Pomagać, ale jak?

  • Data:
  • Autor: Andrzej Falkiewicz, specjalista pracy socjalnej
  • Artykuł był oglądany 1096 razy
Autor zdjęcia: Rawpixel.com na Freepik

Często zdarza się, że słyszymy historię samotnego człowieka, żyjącego w nędzy. Nikt się nim nie interesuje, on przymiera głodem i żyje w urągających warunkach. „Namierzenie” takiego człowieka staje się często pożywką dla prasy, telewizji czy grup społeczników. Podnosi się wrzawa: „gdzie byli sąsiedzi?”, „gdzie była pomoc społeczna?”. Wielokrotnie nie mieści się w głowie, że są jednostki, żyjące wiele, wiele poniżej ludzkiej godności.

Moje „skrzywienie” zawodowe skłania mnie jednak do zadania pytania: „Co się stało, że ten człowiek znalazł się w tak tragicznej sytuacji”? Ktoś powie, że takie pytanie nie ma sensu, gdyż ważny jest stan faktyczny, a nie przeszłość. Poniekąd to prawda, jednak przeszłość powinna mieć wpływ na to, jakiej pomocy udzielamy.

Znam wiele przypadków, kiedy człowiek przez całe życie nie przepracował ani minuty, pozostając bądź to na utrzymaniu rodziców, bądź to trudniąc się dorywczymi, nie zawsze zgodnymi z prawem zajęciami.

Jego łatwe i proste życie oscylowało wokół zdobycia środków finansowych z przeznaczeniem na kilka piw oraz na narzekaniu. Mijają lata, rodzice umierają i taki ktoś zostaje sam. Bez środków do życia i bez perspektyw. Zaczyna korzystać z pomocy społecznej. Środki jakie otrzymuje starczają ledwo na wyżywienie. Zapuszcza się. Nie reguluje opłat. Odcinają mu prąd. Z wiekiem pojawiają się schorzenia. Potem nagle może pojawić się społecznik, czy też dziennikarz, który odwiedza takiego człowieka, bo gdzieś o nim usłyszał. Rozpoczyna się akcja pomocy. Ktoś zapyta o to, jak człowiek może się utrzymać za kilkaset zł. Ktoś inny zapyta, jak można żyć bez prądu. Ktoś inny zrobi zbiórkę pieniędzy, za które będzie chciał wyremontować mieszkanie potrzebującemu. Jeszcze ktoś inny uważać będzie, że taką osobę należy umieścić w Domu Pomocy Społecznej, gdzie miasto będzie za niego płacić ponad trzy tysiące miesięcznie.

Ktoś może zarzuci mi, że podaję przykład ekstremalny. Nieprawda. Takich przykładów na terenie samego Bytomia mógłbym mnożyć. Kiedyś zostałem wezwany do szpitala. Przebywał tam mężczyzna znaleziony na melinie. Jego ubrania musiały zostać zniszczone, gdyż były zarobaczone. Facet leżał w szpitalu. Nie chciało mu się zgłaszać na terminy w Powiatowym Urzędzie Pracy – nie był zarejestrowany jako bezrobotny i nie miał opłacanych składek zdrowotnych. Ale po co mu składki zdrowotne? Przecież i tak przyjdzie pracownik socjalny i załatwi ubezpieczenie. Tak więc gość został podleczony w szpitalu lecz zbliżał się dzień wypisu, a wypisany nago nie mógł być. W związku z tym poproszono mnie o dostarczenie dla „chorego” jakiś ubrań. Dzień później zaniosłem do szpitala ubrania po moim ojcu. Porządne, mało używane. Gdy je wręczyłem usłyszałem: „Za małe buty mi przyniosłeś. Przynieś inne”. Zatrzymałem się. Zawróciłem w stronę biednego chorego i powiedziałem mu coś czego nie wypada mi powtarzać.

Pomaganie jest wspaniałe. To piękne wyciągnąć dłoń w kierunku potrzebującego. Nie wszystko jest jednak czarne lub białe. Jest wiele odcieni szarości.

Pomoc należy się każdemu ale warto czasami zastanowić się, komu pomagamy. Uważam, że niektórym ludziom należy się tylko minimalne wsparcie pozwalające im na dalsze życie. Może to brutalne, a może po prostu sprawiedliwe?

Ocena: 4,81
Liczba ocen: 21
Oceń ten wpis

Komentarze

  • Monika st. specjalista pracy socjalnej
    Pracuję jako pr. socjalny 16lat mam to samo zdanie. Jest masa ludzi na najniższych emeryturach,gdzie przepracowali ciężko ponad 40 lat a że nie leżą na ławkach,nikt nie dostrzega ich potrzeb, a często brakuje im na leki, opłaty

Partnerzy