Ponad sto lat temu Mary Richmond, której mam ponoć wizerunek wytatuowany na plecach, zdefiniowała, czym naprawdę jest profesjonalne pomaganie. To nie gest serca ani filantropia w wydaniu kawiarnianym. To praca oparta na diagnozie, obserwacji i umiejętności widzenia człowieka w kontekście jego środowiska. Dlatego dziś, kiedy słyszę o planach uwolnienia zawodu pracownika socjalnego, mam wrażenie, że ktoś myli wolność z chaosem.
Świat, w którym dziś działają pracownicy socjalni, jest o wiele trudniejszy niż wtedy, gdy Richmond pisała swoje tezy. Mamy przemoc domową w rodzinach wysoko funkcjonujących, zabezpieczenia dzieci na podstawie filmików z TikToka, próby samobójcze, agresję rówieśniczą, uzależnienia krzyżowe i starzejące się społeczeństwo. Do tego pandemia samotności, o której mówi się coraz głośniej, ale wciąż bezradnie. W tych wszystkich sytuacjach potrzeba ludzi przygotowanych, odpornych i rozumiejących subtelne granice pomocy.
Bo wsparcie emocjonalne to nie to samo, co terapia. Praca socjalna wymaga umiejętności czytania z murów i ścian, zauważania rzeczy nieoczywistych. Widzenia ciszy, w której kryje się krzyk, i pozornie zwyczajnych gestów, które mówią o bezradności. Tego nie da się nauczyć na skróty. To zawód, który wymaga refleksji, pokory i systematycznego kształcenia, a nie improwizacji pod szyldem wolnego rynku.
Jeśli zawód pracownika socjalnego zostanie uwolniony, straci nie tylko środowisko zawodowe, ale całe społeczeństwo. Pomoc społeczna stanie się przypadkowa, a wypalenie zawodowe jeszcze bardziej powszechne. W efekcie dostaniemy pracowników od wszystkiego i od niczego, ludzi, którzy z braku wsparcia będą gasić pożary tam, gdzie potrzeba budować mosty.
Kiedyś sięgając po książki z Biblioteki Pracownika Socjalnego Wydawnictwa Śląsk, czuło się wagę słów i doświadczenia. Dziś wiele nowych tytułów przypomina odgrzewane kotlety, pełne pustych fraz i wodolejstwa. Właśnie dlatego profesjonalizacja jest tak ważna, bo pozwala odróżnić treść od pozoru.
Uwolnić pracę socjalną to jak wyjąć kratownice z mostu i wierzyć, że konstrukcja sama się utrzyma.
2 0
Ujęte w punkt. Problemy dzisiejszego świata wagaja ludzi z konkretnym przygotowaniem, mających świadomość, że trzeba zadbać również o własne potrzeby i umieć odczytywać ludzi i ich potrzeby.
Pozdrawiam
1 0
Tekst w samo sedno. Nasz zawód sam w sobie jest bardzo ciężki, obciążający psychicznie. Musimy dbać nie tylko o podopiecznych, ale też o samych siebie, o swoje bezpieczeństwo. Zgadzam się z autorem, również nie wyobrażam sobie, aby uwolnić pracę socjalną. To tylko górnolotne hasło, które nie ma pokrycia w rzeczywistości. Brawa dla autora.
1 0
Kolejny dobry tekst po tym co czytałam na Federacji. Nie znam osobiście p. Mirosława, ale dociera do mnie ten przekaz bardziej od górnolotnych słów polityków i ich przydupasów. Tłuste koty bez wiedzy i na garnuszku UE. Wiem co piszę, bo chcą u nas w gminie zmiany, zmiany przez fanatyków kasy UE, doswiadczeni pracownicy socjalni mają w powtarzaniu te *%#)!& pomysły. Nie damy się!
1 0
To bardzo mocny, dojrzały i poruszający tekst — eseistyczny manifest w obronie profesjonalizmu w pracy socjalnej. Uderza w nim równocześnie emocjonalna szczerość i merytoryczna precyzja, co czyni go wyjątkowo przekonującym. Dziękuję za ten głos.
1 0
Jak zawsze trafny tekst, w pełni ujmujący temat. Świetnie poruszona istota pracy socjalnej w myśl widzieć więcej niż widać <3
1 0
Konstrukcja nie tyle, że się się nie utrzyma ....ale runie z hukiem !
Utrzymanie regulacji tego zawodu jest gwarancją, że pomoc społeczna będzie realizowana w sposób odpowiedzialny, skuteczny i etyczny. To nie jest kwestia biurokracji, ale ochrony osób najbardziej narażonych na na krzywdę i wykluczenie społeczne.
Tekst jak zawsze inspirujący do przemyśleń 👏