Kto ma 100 procent racji?

  • Data:
  • Autor: Marcin Hałaś
  • Artykuł był oglądany 528 razy
Autor zdjęcia: Freepik

Niedawno jeden z autorów ubolewał na łamach "Życia Bytomskiego", że jesteśmy obecnie "nadinfomowani". Z różnych stron zalewają nas setki informacji, tyle że wszystkie należy sprawdzać, bo część z nich to rozmaite "fake newsy", czyli - mówiąc po polsku - bujdy na resorach. Trudno nie przyznać takiej opinii racji. Często ofiarami internetowych (dez)informacji padają ludzie starsi, uważający że wszystko, co przeczytają lub zobaczą w mediach jest prawdą. A media dla nich to zarówno stacje telewizyjne, jak i Facebook.

Internet zmienił nasz świat pod wieloma względami. Dokonał m.in. rewolucji medialnej.

Kiedy byłem młodym człowiekiem - żeby opublikować swój tekst w prasie trzeba się było wiele natrudzić. Tekst musiał zyskać akceptację redaktora, który oceniał go zarówno pod względem merytorycznym, jak i warsztatowym.

Dzisiaj, w dobie internetu i mediów społecznościowych, każdy w kwadrans może zostać nie tylko autorem informacji, ale także właścicielem medium, jego redaktorem naczelnym i autorem równocześnie.

Wystarczy założyć kanał na yotube albo profil na Facebooku i zamieszczać na nim treści. I już każdy jest właścicielem medium. A jaki będzie ono miało zasięg? To zależy od liczby odsłon, wejść, wyświetleń, polubień, komentarzy, udostępnień. A media tradycyjne, czy raczej z tradycjami: prawdziwe stacje radiowe, telewizyjne oraz gazety będą na Facebooku działały na podobnych zasadach jak przysłowiowy pan Zdzicho z Pcimia. O profilach tworzonych specjalnie po to, żeby siać dezinformację tutaj nie wspominam - to oddzielna sprawa.

Fakt, że w mediach społecznościowych każdy może być autorem albo komentatorem ma tę wadę, że obok siebie, niemal równoprawnie funkcjonują, opinie ekspertów, którzy rzeczywiście znają się na sprawach, o których mówią oraz zupełnych dyletantów i - przepraszam za dosadność - zwykłych durni.

To zresztą zaczęło się wcześniej i początkowo wzbudzało nawet entuzjazm. Kiedy pojawiły się blogi, wprowadzono pojęcie "dziennikarza obywatelskiego", a pojawienie się tzw. dziennikarzy obywatelskich uznano za pozytywne zjawisko. Ale w rzeczywistości był to dowód jak nisko cenimy zawód dziennikarza i jak mało od niego wymagamy. Okazało się, że dziennikarzem może być każdy. Nie żebym żałował innym, ale dlaczego nikt nie chce, żeby w szpitalu badał go lekarz obywatelski, a operował chirurg obywatelski, dlaczego nikt nie chce, żeby mosty projektował inżynier obywatelski? Za to dziennikarz może być obywatelski - i w porządku

Czego zatem wypada nam wszystkim życzyć - w dziedzinie informacji - przed Świętami? Zdrowego i racjonalnego krytycyzmu w odbiorze treści, jakie codziennie serwują nam dziesiątki, a wręcz setki mediów - tych dużych i tych obywatelskich, jednoosobowych. Świadomości, że raczej nic, co czytamy w internecie nie jest prawdą absolutną. Warto pamiętać o słowach zawartych w anegdocie opowiadanej przez starego Żyda z Podkarpacia, a użytych przez Czesława Miłosza jako motto do "Zniewolonego umysłu": "Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak."

Ocena: 1,73
Liczba ocen: 26
Oceń ten wpis

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu, dodaj pierwszy komentarz.

Partnerzy