Kilka tygodni temu zamieściliśmy na łamach „Życia Bytomskiego” tekst zatytułowany „Gdzie jest tablica pamiątkowa z UL-a?”. Tablicę zdjęto w czasie remontu i nie wróciła na miejsce, bo treść znajdującego się na niej napisu negatywnie ocenił Instytut Pamięci Narodowej. Tekst miał jednak oddźwięk – odezwał się Artur Paczyna, były komendant Straży Miejskiej w Bytomiu i dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji. Paczyna zwrócił uwagę, że z publicznego miejsca w naszym mieście zniknął o wiele bardziej wartościowy przedmiot: historyczny gobelin pochodzący z Ratusza we Lwowie.
Artur Paczyna uczestniczył w jego sprowadzeniu do Polski. Gobelin przyjechał bowiem do Bytomia w kwietniu 1990 roku w autobusie Opery Śląskiej. Paczyna pracował w niej wówczas jako inspicjent. Od 24 do 30 kwietnia 1990 roku zespół Opery Śląskiej przebywał we Lwowie, gdzie na scenie tamtejszego Teatru Wielkiego (dzisiaj znanego pod nazwą Opery Lwowskiej) zagrał przy pełnej sali spektakl „Nabucco” Verdiego.
Przemyt w autobusie Opery
Oto relacja Artura Paczyny przekazana redakcji „Życia Bytomskiego”: „W dniu powrotu ze Lwowa do Bytomia, przed hotelem, podszedł do mnie kolega, artysta śpiewak – baryton Andrzej Sitko, który poinformował mnie o – ocalałym z pożogi wojennej i komunistycznej okupacji – kilimie z godłem II RP, który wisiał w sali senatorskiej lwowskiego ratusza. Przez blisko 50 lat, z narażeniem życia, ukrywali go i przechowywali Polacy mieszkający we Lwowie związani z rodziną Andrzeja Sitko. Mowa tutaj przede wszystkim o panu Jagiełko, który zmarł przed 2009 rokiem. Andrzej Sitko poprosił mnie o pomoc w przeniesieniu kilimu do autobusu i przewiezieniu do Polski. Pomocy oczywiście nie mogłem odmówić. Razem z Andrzejem przenieśliśmy zrolowany w dywan kilim do autobusu, gdzie schowaliśmy go za tylnymi siedzeniami, na tylnej szybie. (…) W nerwowej atmosferze czas drogi dłużył się niemiłosiernie. Poziom adrenaliny wzrósł na granicy. Wysiłkiem woli starałem się nie okazywać emocji. (…) Żołnierze sowieccy, gdy weszli do autobusu, ograniczyli się jedynie do zdawkowej wymiany zdań i po pobieżnej kontroli oraz uzyskaniu odpowiedzi na rutynowe pytania, opuścili pojazd, nie wykazując zainteresowania zwiniętym dywanem z kilimem. Szczęśliwie przekroczyliśmy granicę i dotarliśmy do Bytomia.”
Tutaj dygresja: pochodzenie kilimu wymaga zapewne badania historycznego, pozwalającego odpowiedzieć na pytania: Czy rzeczywiście wisiał on w lwowskim Ratuszu i w jakim miejscu (w literaturze nie pojawia się nazwa „sala senatorska”, być może chodzi o salę posiedzeń). W jakich okolicznościach trafił on do rodziny pana Jagiełko? Niezależnie od tych szczegółowych pytań pewne jest, że został on przywieziony ze Lwowa, a mieszkający tam Polacy, którzy przekazali go artyście Opery Śląskiej twierdzili, że kilim pochodzi z lwowskiego Ratusza.
Z sejfu do Urzędu
Jakie były dalsze losy kilimu? Przekazany został do siedziby NSZZ Solidarność w Bytomiu, gdzie przyjął go przewodniczący miejskiej Solidarności Andrzej Kurek. W przekazaniu kilimu pośredniczył Krzysztof Skowronek – solista operowy, wówczas zatrudniony w chórze bytomskiej Opery. Kilim przechowywany był w kasie pancernej w siedzibie Solidarności, a następnie przekazano go Janowi Skalskiemu – wówczas wiceprzewodniczącemu Rady Miejskiej w Bytomiu i zarazem działaczowi Towarzystwa Miłośników Lwowa.
To za sprawą Skalskiego kilim zawisł w sali sesyjnej Urzędu Miejskiego w Bytomiu. Uroczystość jego umieszczenia w UM miała podniosłą oprawę – najpierw kilim poświęcił w kościele św. Wojciecha ówczesny biskup pomocniczy diecezji opolskiej Antoni Adamiuk, a następnie odbył się przemarsz do Urzędu Miejskiego.
W 1994 roku ugrupowania solidarnościowe straciły władzę w Bytomiu. Rządy przejęła koalicja postkomunistycznego Sojuszu Lewicy Demokratycznej z zorganizowanym przez przedstawicieli PRL-owskiego establishmentu „apolitycznym” stowarzyszeniem Nasz Bytom 2000 (później nazwa została zmieniona na Wspólny Bytom). Salę sesyjną Urzędu Miejskiego poddano remontowi, a po jego zakończeniu zabrakło „woli politycznej” dalszego eksponowania gobelinu w tym miejscu. Znalazł się w magazynie, skąd odebrał go Jan Skalski.
Dzisiaj po gobelinie nie ma śladu w miejskiej dokumentacji. – Informujemy, że nie posiadamy wiedzy na temat pochodzenia gobelina z orłem, który wisiał na sali sesyjnej Rady Miejskiej. Taki obiekt nie jest ujęty w miejskich inwentarzach, tak więc nie mamy również wiedzy kiedy i od kogo, a także w jaki sposób został przekazany – odpowiedział na nasze pytanie Tomasz Sanecki z Biura Prasowego Urzędu Miejskiego.
Od tamtego czasu gobelin znajduje się w Centrum Kresowym przy ul. Moniuszki 13. Wisi nie w sali spotkań, ale w biurze kancelarii prawniczej Leopolis. Kancelarię prowadzi Jan Skalski, dzierżawiąc pomieszczenie od organizacji kresowych, które są głównymi najemcami lokalu.
Kto jest właścicielem?
Kto jest właścicielem zabytkowego gobelinu? – Właścicielem jest Światowy Kongres Kresowian – odpowiada Jan Skalski. W 1990 roku żadnych dokumentów dotyczących oficjalnego przekazania obiektu nie spisywano. To był czas, kiedy jeszcze działano spontanicznie i bez biurokracji – Gobelin jest własnością narodu polskiego – mówi Krzysztof Przybylski, dawny działacz Bytomskiego Komitetu Obywatelskiego Solidarność. – Kiedy w 1990 roku gobelin przywieziono ze Lwowa, przekazano go NSZZ Solidarność, jako organizacji cieszącej się największym zaufaniem społecznym. Solidarność zdecydowała o przekazaniu go Towarzystwu Miłośników Lwowa.
A formalny stan prawny? – Nawet jeśli nie spisano wówczas dokumentów, to nabycie prawa własności przez Światowy Kongres Kresowian nastąpiło przez zasiedzenie. Gobelin czeka na godne miejsce w Muzeum Kresów – mówi Jan Skalski. Dodaje, że członkowie Światowego Kongresu Kresowian podjęli uchwałę o przekazaniu gobelinu do tworzonego właśnie Muzeum Dziedzictwa i Kultury Kresów w Brzegu. W październiku ubiegłego roku na jego potrzeby lokalne władze przeznaczyły budynek dawnego Gimnazjum Piastowskiego w tym mieście.
Jeśli więc uchwała ta zostanie „skonsumowana”, gobelin z lwowskiego Ratusza przywieziony 32 lata temu do Bytomia ostatecznie trafi na Dolny Śląsk.
Komentarze