Adam Didur z Bytomiem związany był zaledwie 4 miesiące, ale równocześnie był to związek... aż do śmierci. Zorganizował on zespół Opery Śląskiej, angażując do niego artystów Teatru Wielkiego we Lwowie, świeżo wysiedlonych z tego miasta. Tyle, że organizował go w... Katowicach, bo też w Katowicach odbyła się legendarna premiera pierwszej "Halki" - 14 czerwca 1945 roku.
Budynek w Bytomiu Opera Śląska otrzymała dopiero jesienią, a pierwszy jej spektakl w naszym mieście odbył się 29 listopada 1945. To również była "Halka" Moniuszki - inscenizacja przeniesiona z Katowic.
Tak przy okazji: Didur po II wojnie światowej nie przybył na Śląsk ze Lwowa razem z zespołem operowym tamtejszego Teatru Wielkiego. Miał już 71 lat, a do Bytomia przyjechał "z jednym tobołkiem" z Krakowa, gdzie dotarł po upadku Powstania Warszawskiego. A przecież wcześniej był... świata obywatelem i gwiazdą Ameryki.
Od bękarta do gwiazdy
Zanim jednak trafił na szczyt urodził się w małej podkarpackiej wsi jako...bękart, czyli nieślubne dziecko nieznanego ojca. Urodził się w Wigilię Bożego Narodzenia roku1874, stąd jego imię. Dopiero, kiedy Adam miał 3 lata jego matka Wincenta wyszła za mąż za miejscowego nauczyciela i organistę Antoniego Didura.
Adam bez nazwiska został ochrzczony w grekokatolickiej cerkwi, do której zaniosła go matka. Kiedy Antoni Didur go usynowił - chłopca ochrzczono powtórnie w obrządku rzymskokatolickim. Jako pasierb organisty Adam (już) Didur mógł się kształcić - po ukończeniu gimnazjum wyjechał na dalszą naukę do Seminarium Nauczycielskiego we Lwowie. Tam zaczął śpiewać w chórze Uniwersytetu Jana Kazimierza, gdzie zwrócono uwagę na jego niezwykły głos.
Potem wszystko poszło "z górki". Didur jako śpiewak solowy zadebiutował we Lwowie na wieczorze koncertowym w roku 1894. Już w następnym roku doceniono jego talent i zaproponowano mu angaż w... mediolańskiej La Scali. Dzisiaj tak szybka kariera byłaby zapewne nie do pomyślenia.
Ognista żona
We Włoszech Didur ożenił się z mezzospranistką Angelą Arandą-Arellano. Ta wychowana w Hiszpanii Meksykanka miała ognisty temperament, który objawiał się wybuchami chorobliwej zazdrości. "Didur nie był bez winy - dawał żonie powody do obsesji, wikłając się w liczne romanse w świecie artystycznym i poza nim" - zauważa Jurij Smirnow, który w książce "Sekrety Lwowa" opisał lwowskie lata Adama Didura.
W 1926 roku Didur występował w Teatrze Wielkim we Lwowie w "Fauście" Gounoda. Mieszkał w hotelu, w którym zatrzymali się także hrabiowie Dzieduszyccy. Ewa Dzieduszycka we wspomnieniach opisała, że o drugiej w nocy usłyszeli łomotanie do drzwi i zduszony krzyk śpiewaka" "Schowajcie mnie! Ona mnie zabije! Biega za mną z nożem". To żona Didura goniła artystę, podejrzewając go o romans z... hotelową pokojówką.
Angela Didurowa zmarła w roku 1828, a już w następnym roku Adam Didur ożenił się ze znacznie młodszą od siebie francuską tancerką Maugeritte Vignon.
Amerykański gracz
Przez równe ćwierć wieku (1908-32) Adam Didur był solistą Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Zarabiał tam wielkie pieniądze, jednak większość stracił, czyli przepuścił.
Z Ameryki do kraju Adam Didur wrócił z wielką sławą, ale bez wielkich pieniędzy. Nie przeszkadzało mu to w niczym - żeby zarabiać wystarczyło tylko śpiewać. W sezonie 1938-39 został kierownikiem muzycznym i artystycznym Teatru Wielkiego we Lwowie i w ciągu jednego sezonu wystawił tam aż 15 oper. W lipcu 1939 roku objął stanowisko dyrektora Opery Warszawskiej, ale ta kadencja trwała zaledwie dwa miesiące. Potem wybuchła wojna.
Bytomska pointa
W czerwcu 1945 roku Adam Didur zaangażowany został w Operze Śląskiej i już 14 czerwca w Katowicach dał pierwszą powojenną premierę operową w Polsce - "Halkę" Stanisława Moniuszki. W listopadzie otrzymał oficjalną nominację na dyrektora Opery Katowickiej z siedzibą w Bytomiu. Dzisiaj we foyer bytomskiego teatru znajduje się jego popiersie jako "ojca-założyciela".
Zmarł na zawał serca w Katowicach, w czasie prowadzenia lekcji śpiewu w katowickim konserwatorium. Zasłabł nagle, a - według relacji świadków - jego ostatnie słowa brzmiały: "Śpiewajcie dalej, nie przerywajcie..."
Komentarze