Rozstrzygnięcie zapadło w minionym tygodniu. Nasi przegrali dwa mecze i musieli zadowolić się drugim miejscem. Najpierw w zeszłą środę na lodowisku w Janowie ulegli 1:2, a honorowe trafienie zaliczył kapitan Piotr Bajon. Porażka sprawiła, że w ostatnią sobotę bytomianie u siebie grali z nożem na gardle. Musieli dwa razy wygrać, by sięgnąć po tytuł.
W dwóch pierwszych fazach play-off MHL ta sztuka się udawała i po trzech meczach Polonia odprawiała Cracovię i Podhale Nowy Targ. Już wtedy było jednak widać, że drużyna nie jest tak skuteczna i tak silna, jak w sezonie zasadniczym. Każde zwycięstwo przychodziło jej z wielką trudnością. Trzeci raz ta sztuka się nie udała. Goście zagrali bardzo dobrze i po dwóch tercjach prowadzili 2:0. Byli skuteczniejsi, a w obronie stanowili monolit nie do przejścia.
W tercji trzeciej za sprawą Bajona zrobiło się 1:2, ale na ponad dwie minuty przed końcem Naprzód wbił trzeciego gola. Wprawdzie po zaledwie 22 sekundach Michał Proczek pokonał bramkarza Janowa i Polonia znowu złapała kontakt, ale na nic więcej już jej nie było stać, choć kibice zdzierali gardła do końcowej syreny. Polonia-Naprzód 3:2 i to ta druga ekipa zostaje mistrzem MHL. Tytuł nam uciekł, choć tak bardzo o nim marzyliśmy. I bądźmy szczerzy: po sezonie zasadniczym byliśmy go prawie pewni.
Komentarze