Czytałem kiedyś o reportaż o delfinariach. Autor opisywał, w jaki sposób trafiają do nich delfiny i jak są tam tresowane. Cały proces to jedno wielkie pasmo okrutnego dręczenia tych zwierząt - notabene bardzo inteligentnych ssaków. Ale publiczność w delfinariach jest pewna, że delfiny dobrze się z przy tym bawią. Bo delfiny cały czas się śmieją. A one po prostu mają tak ukształtowane przez naturę pyski, że nam ludziom przypominają uśmiech.
O delfinach przypomniałem sobie przy okazji muralu z Grażyną Wołowiec, nazywaną bytomską Smerfetką. Ileż się przy tej okazji naczytałem na Facebooku komentarzy, że pani Grażyna była osobą radosną i pogodną, że wnosiła radość i uśmiech do krajobrazu Bytomia i tak dalej… A ja sądzę, że była raczej jak delfin: osobą głęboko nieszczęśliwą i samotną, ale śmiała się i śpiewała, bo tak ją natura ukształtowała. Jeżeli miała jakieś szczęście, to chyba tylko to, że zapewne nie potrafiła w pełni ocenić skali swego nieszczęścia i wykluczenia, bo innego życia nie znała. Cieszyła się dniem, słońcem i podróżami trochę tak jak delfin śmieje się podczas zabaw w delfinarium.
Wśród wielu komentarzy znalazłem też takie, twierdzące że bytomska Smerfetka nie jest postacią na mural. Być może. Ale to nie jest przecież mural poświęcony Grażynie Wołowiec, ale naszym wyobrażeniom i naszej pamięci o niej. Pisząc naszej - mam na myśli osoby, które na ten projekt głosowały.
Wśród komentarzy znalazłem także taki: „A dlaczego nie mural z Ramoną?”. Nieco starsi bytomianie zapewne pamiętają, kim była Ramona - znaną publicznie bytomską postacią, wulgarną i agresywną pijaczką, awanturującą się na ulicach i zaczepiającą przechodniów. Też miała swoją miejską legendę, mówiono o niej, że jest morderczynią, że siedziała w więzieniu za zabicie męża. Nie wnikam w to. Ale myślę, że Smerfetka i Ramona - choć tak różne - były w gruncie rzeczy do siebie podobne. Pierwsza reagowała na nieszczęście i „złe” życie uśmiechem i śpiewaniem, druga - wulgarnością i agresją.
Komentarze