Fatalna tendencja demograficzna utrzymuje się od wielu lat. Co roku średnio liczba bytomian zmniejsza się o około 3 tysiące. Trudno dziś uwierzyć, że jeszcze 40 lat temu, jak pokazał przeprowadzony wówczas spis powszechny, było nas ponad 231 tysięcy (to rekord w dziejach). Dawało nam to status jedenastego miasta w Polsce pod względem liczby mieszkańców. Potem z wielu różnych i często od nas niezależnych powodów było już tylko gorzej i gorzej. W latach osiemdziesiątych minionego stulecia wiele osób wyemigrowało do Niemiec. W latach dziewięćdziesiątych i na progu trzeciego tysiąclecia po przejściu na emeryturę z Bytomia wyjechało na stałe wielu byłych pracowników kopalń i hut, którzy wcześniej ściągnęli tu z różnych stron kraju za pracą. W roku 1998 odłączył się Radzionków, „zabierając” z sobą ponad 17 tysięcy ludzi. Stale opuszczają nasze miasto młodzi, szukający (często za granicą) pracy i lepszego życia. Jeśli do tego dodamy utrzymujący się od wielu lat niż demograficzny (liczba zgonów poważnie przewyższa liczbę narodzin), to będziemy mieli pełen obraz bardzo niepokojącej i niebezpiecznej sytuacji. Naukowcy już od pewnego czasu nazywają Bytom miastem kurczącym się.
Z roku na rok rodzi się coraz mniej ludzi, a coraz więcej umiera. Drugi rok z rzędu na świat przyszło mniej niż 2 tysiące bytomian, którzy w efekcie stają się społecznością coraz starszą. Jeszcze w roku 2009 byliśmy ośrodkiem ponad 170-tysięcznym. Była to liczba naciągana, co wykazała akcja wymiany dowodów osobistych. W jej efekcie za jednym zamachem skreślono z urzędowego rejestru ponad 2 tys. ludzi, którzy w Bytomiu żyli jedynie na papierze, a tak naprawdę dawno go opuścili (w czasach PRL nierzadko nielegalnie). Statystyki z roku 2012 ujawniały, iż jest nas ponad 161 tys. Teraz to już liczba nieaktualna, bo przekroczyliśmy kolejną magiczną granicę. Nie możemy już mówić, że mieszkamy w mieście 160-tysięcznym. 31 grudnia 2013 roku rzesza bytomian skurczyła się do poziomu 159 tys. 53 osób. Bytomianki urodziły 1912 dzieci, natomiast zmarło 2247 ludzi (część z nich to osoby z innych miast, które urodziły się lub zmarły w bytomskich szpitalach). Małe pociesznie może stanowić fakt, iż jest to tendencja ogólnopolska. Młodzi decydują się na potomka coraz później i coraz rzadziej głównie z powodu braku pieniędzy, pracy i perspektyw, ale także z wygody. Wolą lansowany przez media świat zabawy i przyjemności oraz czasem dewiacji, zamiast obowiązków i odpowiedzialności. Trudno zatem spodziewać się, by nagle bytomianki zaczęły częściej zachodzić w ciążę. Jedyna szansa na konkretne zwiększenie ilości mieszkańców to ściągnięcie do nas ludzi z zewnątrz. A to się stanie tylko wtedy, kiedy będziemy miastem atrakcyjnym, tanim i gwarantującym pracę. Jeśli to się nie uda, za kilkanaście lat znajdziemy się w gronie miast, w których żyje poniżej 100 tys. osób. Pamiętajmy, że nie tylko o prestiż tu chodzi. Im mniej mieszkańców, tym mniejsze wpływy z tytułu podatków i mniej pieniędzy w budżecie gminy. Stały spadek liczby dzieci to z kolei pustoszejące i skazane na zamknięcie szkoły oraz malejąca subwencja oświatowa.
Nie chcemy mieć dzieci i nie chcemy zawierać związków małżeńskich. Liczba zawieranych ślubów na przestrzeni lat systematycznie spada. W minionym roku zawarto ich ponad 700, a więc kilkadziesiąt mniej, niż w roku 2012. Częściej za to się rozwodzimy. Mówiąc krótko – nie jest dobrze.
Zerknijmy jeszcze na dane dotyczące imion nadawanych przez bytomian swoim nowonarodzonym pociechom. Widać wyraźnie, że jesteśmy miłośnikami telewizyjnych seriali. Wśród dziewczynek najwięcej było Julii, Len, Maj, Natalii i Zuzann. Natomiast chłopcom najczęściej nadawano takie imiona, jak Jakub, Michał. Mateusz, Szymon oraz Filip. ton
Komentarze